Warunki bytowania
Warunki życia w obozie, szczególnie w początkowym okresie jego działania były złe. Jeńcy Kampanii Wrześniowej, oraz deportowani cywile byli umieszczani w zabudowaniach folwarcznych, które jeszcze niedawno służyły za obory, stodoły i inne pomieszczenia gospodarcze. Dopiero przybycie jeńców „zachodnich” spowodowało rozbudowę infrastruktury obozowej. Jeńcy sami zbudowali ok. 30 baraków w części B i C obozu i wyposażyli je w niezbędne sprzęty takie jak łóżka stoły czy piecyki. Nie wszystkie budynki były mieszkalne. Część z nich pełniła funkcje sanitarno-gospodarcze.
Poza trudnymi warunkami zakwaterowania, w obozie dużym wyzwaniem był dla „gefangenów” głód. Racje żywnościowe w obozie zmieniały się z biegiem czasu. Polacy otrzymywali 1kg chleba na 4, później na 6 osób. Jeńcy „zachodni” 1kg na 5 osób, a Sowieci 1kg na 10 osób. Do tego w porze obiadowej wydawana była rzadka zupa z brukwi lub marchwi w której każdego ziemniaka traktowano jak wygraną na loterii.
Francuzi, Anglicy, Amerykanie i Norwedzy znajdowali się w nieco lepszej sytuacji, ze względu na pomoc dostarczaną w paczkach Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, który kontrolował co jakiś czas sytuację w obozie. Przywileju tego nie mieli Sowieci, którzy nie podpisali Konwencji Haskiej co powodowało, że Niemcy nie czuli się w obowiązku do stosowania jej wobec nich. Mimo tych różnic wszyscy jeńcy cierpieli z powodu niedożywienia.
Stosowana (chociaż nie w pełni) wobec jeńców „zachodnich” Konwencja Haska zapewniała im szereg przywilejów:
- jeńcy-oficerowie nie mieli obowiązku pracy
- jeńcy-szeregowi za pracę powinni otrzymywać zapłatę
- jeńcy powinni otrzymywać żołd stosowny do posiadanego stopnia wojskowego
- jeńcom wolno było praktykować swoją religię
- jeńcy mogli według własnego uznania organizować sobie czas wolny od pracy
Te i inne ustalenia prawa międzynarodowego były zazwyczaj przestrzegane, chociaż zdarzały się na pewno modyfikacje przepisów i odstępstwa od nich ze strony Niemców.
Ronald Bread przebywający w Stalagu XXI C/H w dniach 04.07.1941 – 24.11.1941 oprócz słomy na dachach budynków mieszkalnych, plagi pcheł i Sowietów „pracujących do śmierci”, wspomina koncerty organowe organizowane w obozie. W strefie C obozu wybudowane było kino w którym puszczane były zapewne niemieckie filmy propagandowe. Przypuszczalnie budynek na co dzień mógł służyć jako świetlica. W wielu obozach, nawet tych o zaostrzonym rygorze, powstawały biblioteki, kaplice itp. Można więc przyjąć, z dużym prawdopodobieństwem, że i w komorowskim obozie one funkcjonowały.
Bezsprzecznie najgorsze warunki życia w stalagu mieli jeńcy radzieccy. Ich gehenna rozpoczynała się już podczas transportu do obozu. Podróż nie różniła się niczym od transportów odsyłanych do obozów zagłady. Jeńcy byli upychani po 90 w bydlęcych wagonach niezależnie od pogody. Przez całą podróż zazwyczaj nie dostawali wody ani jedzenia. Takie traktowanie powodowało że u celu podróży część z jeńców już nie żyła. Świadkowie przyjazdu trzech dużych transportów jeńców na wolsztyński dworzec wspominają, że śmiertelność dochodziła nawet do 30 procent.
Po dotarciu kolumny do obozu rozpoczynał się proces „rejestracji” więźniów. Polegał on na tym, że jeńcy musieli oddać odzież do odwszawienia, a sami mieli czekać nadzy na wpisanie do obozowej ewidencji. Niestety do Komorowa przybywali w miesiącach zimowych, kiedy na dworze panował kilkunastostopniowy mróz. Ci którzy przeżyli byli kierowani do niewolniczej pracy, która w połączeniu z małymi racjami żywnościowymi, brutalnymi przesłuchiwaniami, biciem i znęcaniem się, powodowała kolosalną śmiertelność. Zdarzało się, że wycieńczonych jeńców dobijał kopniakiem w skroń jeden ze strażników obozowych. Według relacji świadków w obozie był przypadek siłowego karmienia i pojenia jeńca radzieckiego. W 1941r. lekarz obozowy wyciągnął jednego z jeńców ze stosu trupów, ratując go tym samym przed pogrzebaniem żywcem. Ofiarność lekarza opłaciła się. Jeniec powrócił do zdrowia.
Przez Stalag XXI C/H przewinęło się około 8 tysięcy Sowietów. Ponad 4 tysiące spoczywają w masowych mogiłach na cmentarzu przy ulicy Powstańców Wielkopolskich. Jeńcy byli wywożeni kilka razy dziennie, w zależności od liczby zmarłych wozem dwu- lub czterokołowym. Ich ciała były bezładnie zrzucane, często bez ubrań do wcześniej wykopanych dołów, a następnie przysypywane wapnem.
Wspomnieć należy również o postawie mieszkańców Wolsztyna, którzy pomimo własnych problemów z zaopatrzeniem, starali się pomóc uwięzionym w obozie. Dzięki ich ofiarności w za druty obozu trafiały paczki z żywnością lub odzieżą. Ludzie przerzucali je przez ogrodzenie lub zostawiali na drogach, którymi jeńcy szli do pracy oraz w miejscach ich pracy. Wolsztynianie robili to ryzykując własną wolność i życie, ponieważ pomoc jeńcom, szczególnie radzieckim była surowo karana, o czym świadczy osadzenie przyłapanych darczyńców w więzieniach. Chęć niesienia pomocy była jednak silniejsza od ewentualnych konsekwencji i jeńcy codziennie na swej drodze natrafiali na ugotowane ziemniaki leżące w piasku na skraju drogi czy chleb ukryty między krzakami agrestu.